czwartek, 23 czerwca 2016

Najlepsze pączki w mieście?

Pączki, dla których warto czekać w kolejce!

Piekarnie, cukiernie, kąciki słodkich wypieków. Miejsca, które wiele z nas odwiedza na co dzień. Coraz częściej słyszy się, że ktoś chodzi po chleb do piekarni w innej części dzielnicy. Powód? Niepowtarzalny smak.

Pączki, tradycyjnie na Śląsku zwane kreple są z nami od dawna. Struktura wyrabiania pączków zbytnio się nie zmieniła, zmieniło się jednak nieco nadziewanie ich. Niegdyś tłustawe ze słoniną, teraz owocowe i lukrowane. Nie inaczej jest w niedawno otwartej pączkarni na Rynku w Katowicach.

Moje pierwsze doświadczenia z pączkarnią? Pierwsze co się rzuciło w oczy, to ogromna kolejka, która kończyła się na zewnątrz sklepu. Wewnątrz nie biegła po prostej, przeciwnie. Wężyk głodnych wrażeń klientów. Intuicja podpowiadała mi, że nie bez powodu wszyscy tak stoją, bo gdyby to były zwykłe pączki, każdy kupiłby je w swojej pobliskiej piekarni. Z każdym

Z każdym kolejnym wychodzącym klientem, można było zrobić ten krok, i dostrzec miedzy prześwitami ramion, co się dzieje wewnątrz. Po około 10 minutach stania w kolejce, oczom ukazuje się dosyć spora, dwupoziomowa lada, z ogromem pączków do wyboru.

Prócz tradycyjnych różanych, możemy skosztować tutaj rzadko spotykane w piekarniach nadzienia, a nawet całkiem nowe, oryginalne. Tak oto, z palety smaków, możemy spróbować pączków o nadzieniu truskawkowym, jagodowym, czekoladowym, toffi, kawowym, chałwowym, baban z budyniem, kawa z budyniem, wiśniowym, kokosowym, kukułkowym oraz adwokatowym. Smaków na pewno jest więcej, jednak tylko tyle udało się wychwycić. 

Kierując się dalej, dostrzec można przy kasie stanowisko do zaparzania kawy, jak i herbaty. Natomiast centralnie za kasą i ladami z pączkami, znajduje się serce pączkarni. Na naszych oczach odbywa się formowanie paczków, ich pieczenie, nadziewanie i ozdabianie. Można też dostrzec, że każdy z nich ma inny kształt, i określone smaki cechują się inną posypką i oryginalnym kształtem. 

Jako że pączki są wyrabiane na bieżąco, cały czas są uzupełniane na ladzie. Kiedy bierzemy je w dłoń, czujemy ciepło świeżo upieczonego pączka. Zapach idzie za nami w siatce, z którą wychodzimy gotowi skonsumowania krepelka. Chwila konsternacji, gryz za gryzem, i odkrywamy piękno tej całej zabawy. To nie byle jakie pączki! Soczyście nadziane, że aż nadzienie gdyby mogło, samo by wylało się z uformowanej kuleczki. Potęgujące smak ciepło sprawia, że idealnie letni pączek na krańcach miesza się z rozgrzanym nadzieniem do nieziemskiego obłędu. 



Na pączka do Tradycyjnej Pączkarni "Słowik" można wybrać się z samej ciekawości, będąc przejazdem w Katowicach. Badania popytu i kolejki na nic się nie zdadzą, gdyż bywa różnie ;). Zapach unoszący się po całym Rynku wabi wiele gapiów, którzy chętnie ustawiają się w kolejce. Nie muszę chyba zdradzać, co to się działo podczas święta pączków w czwartek na początku lutego ;).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz